Recenzja Sezonu 1

1899 (2022)
Baran bo Odar

Zagubieni

To sprawnie napisana i nieźle zrealizowana, powoli dojrzewająca opowieść, której wielojęzyczna i wielokulturowa obsada koresponduje ze złożonością i różnorodnością wymykającej się gatunkowym
Aby rozszyfrować, co dzieje się na pokładzie Cerbera, nie wystarczą patyczki do liczenia, ani nawet podręczny kalkulator. Tu potrzeba komputera wyniesionego z CERN-u. Finałowy odcinek serialu "1899" przynosi kilogram odpowiedzi i tonę pytań, bo zanosi się na to, że fikołek wykonany tuż przed końcowymi napisami przeniesie nas gdzieś zupełnie indziej, daleko od oceanu, a być może także do zupełnie innej konwencji gatunkowej. Oczywiście, kto oglądał "Dark", czyli poprzedni serial showrunnerskiego duetu Jantje Friese i Baran bo Odar, ten nie będzie zaskoczony samą ideą scenariuszowej ciuciubabki, gdzie zamiar skołowania odbiorcy fabularnymi zwrotami to niemalże cnota. Ale i tak mamy tutaj do czynienia z niższym progiem wejścia, serialem łatwiej przyswajalnym i ostrożniej opowiedzianym, chętniej odkrywającym rąbki tajemnicy, choć równie trudnym do odpakowania. Pod sreberkiem kryje się jednak niezła rzecz.


Tyle że powolne tempo narracji każe nam przedzierać się przez kolejne odcinki niczym karczownikom przez dżunglę, a dialogi lepią się jak melasa. "1899" bywa więc propozycją dla wytrwałych, zdecydowanie przysłużyłoby się mu ścięcie odcinka czy dwóch. Lecz nie oznacza to, że dzieje się tutaj mało, bynajmniej, chociaż niekiedy intrygi zduszone zostają przez przyciężkie, indywidualne dramaty, nie zawsze interesujące, bo i trudno rozpisać ciekawie aż tyle postaci. Z jednej strony otrzymujemy dzięki temu mocny drugi plan z wyrazistymi bohaterami o różnych motywacjach i charakterach, w tym granego przez Macieja Musiała okrętowego palacza Olka będącego jedyną wyraźnie pozytywną postacią. Z drugiej – przemożna chęć opowiedzenia wszystkiego o każdym działa jak swoisty system spowalniający. Tym samym Friese i Odar folgują sobie aż za bardzo i frapujące przecież "1899" staje się przez to dowodem na ich scenopisarski egotyzm.

Nie sposób jednak nie docenić, jak rozwija się ten serial, od pozornie prostej opowieści o fantomowym statku, z którego wyparowali pasażerowie, ale który nadal nadaje tajemniczy sygnał, do historii zahaczającej o teorie na temat ludzkiej świadomości i granic percepcyjnych umysłu. A pomiędzy tym wszystkim są jeszcze przyziemne problemy wyjęte żywcem z obyczaju, bo mamy, na przykład, dziewczynę sprzedaną przez matkę do amerykańskiego burdelu czy mężczyzn uciekających z Europy na drugi koniec świata, by tam kochać się bez przeszkód. Głównymi bohaterami są kapitan Eyk, zmuszony podjąć szereg niełatwych decyzji, Maura, lekarka goniąca za tropem zostawionym przez zaginionego brata, oraz Tajemniczy Człowiek, który krąży po pokładzie i, cóż, knuje. Prędko jednak groza narzucona niejako odgórnie przez przyjętą konwencję ustępuje miejsca swoistemu eksperymentowi z pogranicza science-fiction i pada pytanie: czym w ogóle jest rzeczywistość?


Friese i Odar nie każą nam czekać aż tak długo, żeby poznać odpowiedź, bo proponują ją z końcem ostatniego odcinka pierwszego sezonu, choć oczywiście kolejny może udzielić zupełnie innej i zamieszać jeszcze bardziej. Finał jest niezłym fundamentem pod to, co dopiero się wydarzy, tyle że wydaje się on nieodwołalnie kasować niektóre poprzednie zdarzenia, stąd to intrygujący punkt wyjścia, a zarazem ryzykowny. Może się przecież okazać, że to, co właśnie zobaczyliśmy, to wyłącznie dym i lustra, a prawdziwa historia dopiero się rozpoczyna. Ale nawet jeśli tak się stanie, to do tej pory "1899" wywiązuje się ze złożonej obietnicy. To sprawnie napisana i nieźle zrealizowana, powoli dojrzewająca opowieść, której wielojęzyczna i wielokulturowa obsada koresponduje ze złożonością i różnorodnością wymykającej się gatunkowym etykietom, wielowarstwowej fabule. Problem w tym, że serial zapada się pod własnym ciężarem i jego ambicje, nieraz wynikające z czystej próżności, obsesyjnej chęci wykreowania prawdziwie zamaszystego spektaklu, mogą okazać się zgubne. Mamy bowiem do czynienia z przerostem treści nad formą – a przynajmniej tak chcieliby myśleć Friese i Odar. Bo o ile faktycznie sporo tutaj sprytu, to zwyczajnie mało starego dobrego telewizyjnego efekciarstwa.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?